Kerygmat w życiu kapłana – przeżywany i głoszony

Na Wielki Czwartek – Kapłański Czwartek
Na Wielkanoc AD 2014

Kerygmat w życiu kapłana – przeżywany i głoszony
Nauczanie dla księży
dzień skupienia księży proboszczów
trzech dekanatów poznańskich i dekanatu czerwonackiego
Parafia Św. Brata Alberta w Koziegłowach 18 II 2014 roku

Słowo kerygmat oznacza głoszenie, proklamacje podstawowych prawd ewangelii, nauczanie apostolskie, do dziś dnia wspólne dla całego świata chrześcijańskiego. Treść kerygmatu można podzielić na kilka części: miłość Boża, doświadczenie grzechu, odkupienie w Jezusie
ukrzyżowanym i i zmartwychwstałym, przyjęcie przez wiarę Jezusa jako Pana i Zbawiciela swojego życia, posłannictwo Ducha Świętego, Kościół jako wspólnota zbawionych.

Całe nauczanie Kościoła, o czym doskonale wiemy, jest dużo bardziej rozbudowane. Obejmuje ono jeszcze szereg innych wątków. W bieżącym roku duszpasterskim Kościół chce jednak zwrócić wszystkim uwagę na to nauczanie podstawowe, zarazem najistotniejsze
z punktu widzenia zbawienia człowieka. Ma to być dla nas przypomnienie byśmy w naszej posłudze zwracali uwagę właśnie na to co podstawowe. Ludzie potrzebują prostej i jasnej katechezy. Ale wskazany temat: „kerygmat w życiu kapłana – przeżywany i głoszony”,
przypomina nam coś jeszcze. To co mamy dla innych wpierw musimy mieć dla siebie.

W czasach apostolskich nie było ludzi niewierzących w Boga. Różnie był On pojmowany
ale nie było wielu takich, którzy nie wierzyliby w Jego istnienie. Dzisiaj, zanim cokolwiek innego powiemy, trzeba umieć szczególnie młodym odpowiedzieć, skąd wiem, że jest Bóg? Czy jako kapłan wierzę w Boga? Jaki w sobie przechowuje wizerunek Boga? Kim On dla mnie jest?
Czy jest to Bóg miłości, Ojciec miłosierdzia? Czy też bardziej widzę w nim sędziego, stwórcę, kogoś dalekiego, obcego. Czy jestem świadom, że sobą odwzorowuję dla ludzi wizerunek Boga? Patrząc na mnie jako kapłana ludzie będą chwalić Boga, który jest w niebie albo będą tracić wiarę (por. Mt 5,16). Tym co oddala ludzi od Boga to ich grzech osobisty. Musimy jednak też dopowiedzieć, także grzech kapłana.

Światu, w którym jest tyle przewrotności, przemocy i nienawiści, tyle zmieszania dobra
i zła, prawdy i kłamstwa, stale trzeba przypominać o miłości Bożej. Świat został stworzony
z miłości. Człowiek dostał życie z miłości. Bóg nie miał żadnego przymusu aby dawać nam życie. Dając jednak to życie Bóg wierzy, że z tym darem potrafimy zrobić coś dobrego.
W swoim życiu człowiek ma też kierować się prawem miłości.

„Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię,
nim przyszedłeś na świat, poświęciłem cię” (Jer. 1,5),

„Góry mogą się poruszyć i i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi ciebie
i nie zachwieje się moje przymierze pokoju” (Iz 54,10).

Wszyscy jako ludzie poprzez nieposłuszeństwo Bogu zasłużyliśmy na karę. Wykopaliśmy swoim grzechem niemal dosłownie przepaść między ziemią a niebem. Jan ewangelista tak uchwycił istotę nowej inicjatywy Boga:

„Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego, dał aby każdy kto
w niego wierzy nie zginął ale życie wieczne miał. Albowiem Bóg nie posłał Syna swego na świat po to aby świat potępił, ale po to by świat został przez niego zbawiony. Kto wierzy w Niego
nie podlega potępieniu…” (J.3, 16 – 18).

Kluczową sprawą jest zmartwychwstanie Jezusa. Przed zmartwychwstaniem uczniowie słuchali Jezusa, chodzili za Nim, podziwiali Jego czyny, kłócili się między sobą przy Nim.
Na pewno go kochali ale w godzinie próby to nie wystarczyło. Zwiali gdy Jezusa aresztowano
i nie zrobili nic później by mu pomóc, chociaż w Jego obronie mogli zrobić wiele, choćby mobilizując rzesze uczniów, którzy byli w Jerozolimie. Obleciał ich strach o własne życie. Chociaż Jezus mówił o swoim zmartwychwstaniu, apostołowie wcale na nie nie czekali. Zastanawiali się nad tym co robić dalej kiedy nie ma już Jezusa. Pochowali go bardzo realnie, nie spodziewając się tego, że go jeszcze zobaczą. Babskie gadanie, zjawa duch, podejrzenie, że to może Żydzi ukradli ciało Jezusa by je sprofanować – to reakcja uczniów na wieść o zmartwychwstaniu.

Wszystko się zmieni gdy w końcu do nich dotrze, że Jezus naprawdę żyje. Wtedy zobaczą,
że w Jezusie jest zbawienie, że on rzeczywiście jest tym, który miał przyjść i że w żadnym innym nie ma zbawienia. Doświadczywszy zbawienia osobiście, porzucą strach, obojętność
i małostkowość. Od razu będą wiedzieć, że tego co przeżyli sami nie mogą zatrzymywać dla siebie. Zaczną mówić o zabawieniu, które jest w Jezusie. Niezwykle piękne są katechezy apostolskie głoszone z wielką mocą, odwagą i miłością. Żadna przeszkoda ludzka, trudy i niebezpieczeństwo podróży, przeciwności pogodowe nie były w stanie zamknąć ich ust i zniechęcić. Powiedzą, że nie możemy nie mówić o tym. Zrozumieli to czego nie rozumieli wcześniej. Słowa Jezusa staną się dla nich ważne. Będą powtarzać tak jak św. Paweł:

„…jest to słowo wiary , którą głosimy. Jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg go wskrzesił z martwych osiągniesz zbawienie. Bo sercem przyjęta wiara prowadzi do sprawiedliwości, a wyznawanie jej ustami do zbawienia. Wszak mówi Pismo, żaden, kto wierzy w Niego nie będzie zawstydzony… każdy kto wezwie imienia Pańskiego, będzie zbawiony” (Rz 10.8 -11 i 13).

Za każdym razem sprawa zmartwychwstania Jezusa rozgrywa się w płaszczyźnie serca człowieka. Wielu z nas patrzy na Jezusa nie przeżywszy Jego zmartwychwstania, nie przeżywszy swojej Wielkanocy. Nie ma doświadczenia zbawienia, które jest w Jezusie. To, że ktoś nie ma doświadczenia zbawienia poznamy po jego zachowaniu, po sposobie mówienia, traktowania ludzi. Jak mówi wokalista „to widać, słychać i czuć”. To widać było po apostołach, to widać także
i dzisiaj. Z żalem i wstydem trzeba powiedzieć, że i wielu kapłanom brakuje doświadczenia zbawienia i to też widać.

Nie poznawszy Jezusa, nie uwierzywszy w Niego, trudno jest zrozumieć Kościół, szczególnie wtedy kiedy próbuje on nauczać w trudnych niekiedy sprawach moralnych albo kiedy pokazuje się jego grzeszna natura. To są problemy naszych wiernych. Spotykają się z nimi i nie rozwiążą ich bez osobistego zrozumienia Jezusa.

Św. Paweł swojemu wychowankowi Tymoteuszowi powie by ten stale na nowo rozpalał
w sobie charyzmat Boży, który otrzymał przez nałożenie rąk (por. 2 Tm 1,6). Każdego dnia kiedy zaczynam obowiązki mam przypomnieć sobie i powiedzieć „Jezus jest moim Panem”. Zanim tym podzielę się z innymi mam to wypowiedzieć dla siebie. Właśnie tym pytaniem, czy Jezus jest już Panem twego życia, powinniśmy też jak najczęściej niepokoić tych, których spotykamy.

Porusza i zawstydza scena, kiedy uczniowie modlą do Ducha Św. i zaczyna drżeć ziemia
(por. Dz 4,31). Nawet gdyby przyjąć, że jest to opis wrażeniowy, to i tak niesamowitym jest
to poruszenie. Ludzi poruszyć do żywej modlitwy aby wypowiedzieli swoje uwielbienie. Czy poruszyłem ludzi do tego, czy pokazałem swoje uwielbienie, czy w ten sposób zaświadczyłem?
To jest coś innego niż prowadzenie nabożeństwa. Zauważyć można jak uczniowie rozeznają
co robić prosząc Ducha Świętego o światło. Duch Święty, piszą o tym kilkakrotnie Dzieje Apostolskie, czasami im wprost czegoś zabraniał. Oni zaś byli temu posłuszni i nie robili tego,
przy czym nie chodziło nigdy o rzeczy złe, które dlatego, że są złe trzeba odrzucić. Ciągle będziemy się chwytać na tym jak realizujemy swoje pomysły i łudzimy się, że jest w tym asystencja Ducha Świętego.

Jezu rozpalaj w nas stale nowo charyzmat Boży, który rzeczywiście otrzymaliśmy przez nałożenie rąk.
x Przemysław Kompf